Jeśli Kraków to miasto literatury, lokal przy Małym Rynku 4 jest jednym z jego głównych fortów. Księgarnie tematyczne, kawiarnia literacka, czytelnia, z potrzeby chwili także biblioteka – na niewielkiej przestrzeni kwitnie działalność literacko-kulturalna. Jej animatorami są pasjonaci kultury hiszpańskiej, portugalskiej, podróży, ornitologii, wegańskich wypieków… Przede wszystkim jednak: książek.
Malwina Mus: Spotykamy się w miejscu, w którym współistnieją Księgarnia Hiszpańska ELITE, księgarnia podróżnicza Bonobo oraz kawiarnia. Na początek, dla porządku, ustalmy w jakich relacjach pozostają państwo względem tych przedsięwzięć?
Weronika Ignas-Madej: Jestem księgarką, z wykształcenia iberystką, również tłumaczką z języka hiszpańskiego. Pracuję w krakowskiej Księgarni Hiszpańskiej od jej początku. Zaczynałam wraz z jej właścicielką, Ewą Malec, która trzy lata temu „wyemigrowała” do Wrocławia i tam założyła kolejną księgarnię. Przez długi czas zajmowałyśmy się zarówno sprzedażą książek, jak i organizowaniem wszelkiego rodzaju spotkań literackich i warsztatów.
Anna Boroń: Jestem założycielką księgarni podróżniczej Bonobo, w której działa kawiarnia. Zarządzam zatem częścią barową i odpowiadam za organizowane tu imprezy. Od lat jestem związana z księgarstwem, wcześniej pracowałam w Ossolineum i w Bonie. A Bibi jest naszą największą atrakcją!
Tomasz Bułat (Bibi): Po latach pracy w Pięknym Psie znalazłem schronienie w Księgarni Hiszpańskiej. Kiedy zacząłem pisać doktorat, stwierdziłem, że muszę trochę zmienić swoje życie, by więcej czasu poświęcić na poznawanie kina Mozambiku. Ewa i Weronika mnie przygarnęły, a przestrzeń księgarni dosłownie wpłynęła na mój rozwój. Ewa ułatwiała mi dostęp do wielu specjalistycznych książek. Ze swojej strony wprowadziłem tu komponent wiedzy na temat kultury luzofońskiej. Dzięki temu w naszej księgarni Półwysep Iberyjski jest reprezentowany nie tylko przez Hiszpanię, ale i Portugalię. Zajmuję się także Afryką, Brazylią i Timorem Wschodnim.
Tomasz Pindel: Ja natomiast jestem bywalcem i sympatykiem Księgarni Hiszpańskiej. Bywam tu jako klient, przychodzę na spotkania z pisarzami, a czasem także je prowadzę.
M.M.: Jak wyglądają relacje między istniejącą tu Księgarnią Hiszpańską ELITE a księgarnią podróżniczą Bonobo?
W.I.-M.: Na początku, około dwanaście lat temu, powstała Księgarnia Hiszpańska w Krakowie. Przez kilka lat funkcjonowała samodzielnie w trzech znajdujących się tu pomieszczeniach. Część pierwsza była typowo sprzedażową salą z kasą. Druga część lokalu – z zabytkowym drewnianym stropem i z bardzo dobrą akustyką – od początku stanowiła miejsce spotkań z pisarzami, tłumaczami, ilustratorami, ogólnie z ludźmi związanymi w bardzo szerokim pojęciu ze światem książki, literatury, również języka hiszpańskiego. W pewnym momencie pojawiła się Ania, która chciała otworzyć kawiarnię i księgarnię podróżniczą, czyli miejsce, gdzie mieli się spotykać podróżnicy, by opowiadać o swoich wojażach. Można powiedzieć, że zarówno Ania znalazła tę przestrzeń, jak i ta przestrzeń znalazła Anię. Obecnie nie ma tu żadnych sztywnych podziałów. Gospodarujemy przestrzenią wspólnie i bezkonfliktowo. Mieści się tu Księgarnia Hiszpańska, Bonobo, kawiarnia, czytelnia książek hiszpańskojęzycznych, odbywają się spotkania z hiszpańskimi autorami, spotkania podróżników i wiele innych wydarzeń.
M.M.: Księgarnia Hiszpańska została otwarta także we Wrocławiu, od lat istnieje w Warszawie. Jakie są związki między tymi trzema miejscami?
W.I.-M.: Tak naprawdę Księgarnia Hiszpańska migruje za Instytutem Cervantesa, który zajmuje się nauczaniem języka hiszpańskiego, ale również propaguje kulturę hiszpańską. Wszędzie, gdzie powstaje, pojawia się naturalna potrzeba zaopatrywania ludzi w książki i podręczniki. Instytut istniał początkowo w Warszawie i tam, dwadzieścia lat temu, utworzona została pierwsza Księgarnia Hiszpańska. Gdy otworzył swoją filię w Krakowie, powstała tu również Księgarnia ELITE. Po doświadczeniach krakowskich miejsce, w którym Ewa otworzyła wrocławską księgarnię, również sprzyja działalności kulturalnej. Podsumowując, księgarnie w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu mają wspólnego właściciela i instytucjonalnie tworzą jeden organizm. Każda natomiast ma własny, unikatowy charakter.
M.M.: Klaster ELITE – Bonobo tworzy tak naprawdę wspólną księgarnio-kawiarnię. Czy nikt nie mówił Państwu w dzieciństwie, że przy książkach się nie jada?
T.P.: Pewnie, że mówili! W ostatnich latach rzeczywiście zmieniło się postrzeganie miejsca, jakim jest księgarnia. Kiedyś księgarnie funkcjonowały trochę jak muzea – pracownicy pilnowali, by nikt nie dotknął książki brudnymi rękami. Dziś księgarnie stają się miejscami spotkań – z ludźmi, z literaturą – i umiarkowanej konsumpcji. Pojawiła się też możliwość czytania na miejscu. Jeszcze jakiś czas temu księgarze krzywo patrzyli na takie praktyki. Obecnie nawet przestrzenie księgarniane są tak aranżowane, by klient mógł usiąść i poczytać książkę.
M.M.: Formuła księgarnio-kawiarni pozwala odczarować książkę, traktowaną często jako rzecz, do której mamy szacunek, ale która zarazem przestaje być elementem codziennego życia.
T.B.: Tak, sądzę, że Ewa, otwierając tę księgarnię, miała taki zamysł. Ją zawsze ciągnęło do miejsc, w których następuje przełamanie dwóch sfer – gdzie książka jest czymś świętym, jeśli chodzi o zawartość, natomiast w wymiarze materialnym jest traktowana jako przedmiot użytkowy. Zbieranie książek tylko po to, by ładnie prezentowały się na półkach i dobrze się sprzedawały, jest bez sensu. Początkowo w Księgarni Hiszpańskiej nie było oficjalnej kawiarni, ale niejako przy okazji kupowania książek można było się tu napić kawy czy herbaty. Zarówno Ewa, jak i Weronika zawsze wychodziły do ludzi z inicjatywą. ELITE jest dość specyficznym miejscem, dużo ludzi przychodzi tutaj zagubionych, chcą kupić książkę, ale nie wiedzą, jak się do tego zabrać. Więc oprócz bycia księgarzem, jest się tu również przewodnikiem. Może nie do końca duchowym, ale kulturowym, kulturoznawczym, etnologicznym – z pewnością. Łączymy wiele funkcji. Dziewczyny starały się więc pomóc przychodzącym osobom, porozmawiać, doradzić. A wiadomo, że stolik i kawa lub herbata zawsze tworzą lepszą atmosferę do tego rodzaju spotkań.
M.M.: O osobach, które tutaj przychodzą, myślą państwo jako o klientach, bywalcach, użytkownikach, czytelnikach, odbiorcach?
A.B.: Bywalcy często mówią o tym miejscu „dom poza domem” – to chyba dobrze o nas świadczy (śmiech).
T.P.: ELITE z pewnością funkcjonuje jako miejsce w naturalny sposób integrujące ludzi zainteresowanych kulturą i językiem hiszpańskim. Skupiające się tu środowisko jest na dodatek egalitarne. Na uniwersytecie spotykają się tylko osoby, które tam pracują bądź studiują. Dodatkowo trzeba uczciwie powiedzieć, że jest to jedno z niewielu miejsc, w których można kupować książki wydane lata temu. Kiedy prowadziłem na uniwersytecie zajęcia z literatury latynoamerykańskiej, miałem styczność z osobami, które szukały książek wydanych w latach 90. Te pozycje są obecnie bardzo trudno dostępne, natomiast znajdują się w tutejszej ofercie. Księgarnia Hiszpańska pełni zatem bardzo ważną funkcję quasi-biblioteki.
W.I.-M.: Rzeczywiście, mamy tutaj również czytelnię. W części kawiarnianej dwie ściany są zastawione regałami z książkami. Biblioteczka powstała z prywatnych zbiorów Ewy, która jest z wykształcenia iberystką i historykiem sztuki, oraz moich. Rdzeń tej kolekcji stanowią więc nasze książki z okresu studiów, dotyczące Hiszpanii w szerokim zakresie – jej historii, polityki, kultury itd. Przez kolejne lata starałyśmy się uzupełniać zbiory o książki wydawane przez małe wydawnictwa, w bardzo małych nakładach. To pozycje często już dzisiaj niedostępne, a my dysponujemy ich egzemplarzami. Korzystają z nich studenci lub osoby zainteresowane tematem. Chętnie je udostępniamy – można przyjść, znaleźć wybraną książkę, poczytać ją na miejscu. Ewentualnie – zostawiając indeks, legitymację lub coś równie cennego – można nawet coś od nas wypożyczyć. Czasami działamy jak biblioteka specjalistyczna (śmiech).
M.M.: Czy na życzenie klientów ściągają państwo książki, których nie ma aktualnie w zbiorach?
W.I.-M.: Tak. Oczywiście nie jesteśmy w stanie załatwić wszystkiego, natomiast mamy w Hiszpanii człowieka, który kupuje dla nas książki i – jeśli tylko nie jest to bardzo trudno dostępna pozycja – jesteśmy w stanie sprowadzić ją na życzenie. Ze względu na koszty nie sprowadzamy natomiast książek z Ameryki Południowej lub z Meksyku.
M.M.: Do księgozbioru trafiają wszystkie książki związane z kulturą hiszpańską, które znajdują się w bieżącej ofercie wydawniczej; czy następuje tu jakaś selekcja? Oferta Księgarni Hiszpańskiej to przeglądówka, czy spersonalizowany zbiór?
W.I.-M.: Zawsze staraliśmy się zdobywać większość dostępnych tłumaczeń literatury hiszpańskojęzycznej. Do pewnego czasu na pewno się to udawało, bo tego typu książek nie wychodziło w kraju wiele. Myślę, że na pewnym etapie stworzyliśmy w miarę kompletną panoramę dostępnej w Polsce literatury hiszpańskojęzycznej w przekładzie. Dbamy o to, by nasze zbiory miały szerokie spektrum tematyczne. Oprócz beletrystyki, gromadzimy publikacje z zakresu historii, polityki Hiszpanii, współczesności krajów Ameryki Łacińskiej. Na pewno nie posiadamy jednak wszystkiego.
T.P.: Macie szeroki zbiór rzeczy unikatowych i specjalistycznych. Oprócz księgozbioru po hiszpańsku i po polsku oraz tłumaczeń macie także pozycje z literatury pięknej – jeśli nie wszystkie, to ich zdecydowaną większość. Często są to tytuły, które nie trafiają do normalnej dystrybucji. Jeśli ktoś szuka czegokolwiek iberystycznego, szansa znalezienia tego tutaj jest ogromna. Natomiast jeżeli konkretnej książki nie znajdzie się w Księgarni Hiszpańskiej, to przekichane…
A.B.: Niedawno dołączyła tutaj również czytelnia ptasia, to znaczy ornitologiczna, bo z zamiłowania jestem ptasiarą! Mój zbiór zajmuje cały regał, obok pozycji podróżniczych i hiszpańskich.
M.M.: Czyli pracownicy – tak to ujmę – obsługi to osoby kompetentne, pasjonaci i specjaliści w swojej dziedzinie. Nie tylko sprzedają, ale przede wszystkim potrafią fachowo doradzić.
W.I.-M: Myślę, że tak. Parę razy zdarzyło mi się pomóc komuś, kto przyszedł z fragmentem tytułu lub z mocno przekręconym nazwiskiem autora. Zawsze udaje nam się rozwikłać takie „zagadki”, bo znamy się na tym, czym się zajmujemy. Chyba nikt z nas nie trafił tutaj przypadkowo.
T.P.: Ewa i Weronika to iberystki, Weronika dodatkowo jest tłumaczką literatury hiszpańskojęzycznej. Trudno mówić tu o przypadkowości.
W.I.-M.: Bibi jest z kolei zainteresowany kulturą portugalskojęzyczną, która też stanowi część dziedzictwa Półwyspu Iberyjskiego.
A.B.: Właściwi ludzie na właściwych miejscach.
M.M.: Na współczesnym rynku książki raczej zdarzają się właściciele/zarządcy/managerowie księgarni, a państwo są księgarzami pełną gębą.
W.I.-M.: Ja bym raczej powiedziała: księgarzami starej daty albo księgarzami na wymarciu (śmiech). Rzeczywiście nie mamy coachów od sprzedaży, działu managementu, PR-u – wszystkim, od początku do końca, zajmujemy się sami. Tak wyobrażamy sobie pracę księgarza, ale też obawiamy się, że z takim nastawieniem możemy nie przetrwać. Wierzymy, że książka nie jest zwykłym towarem. Tymczasem obecnie wszyscy traktują ją właśnie jako towar, sprzedawany przy okazji handlu pluszakami, kredkami, tapetami…
A.B.: A określenie „sklep” czasem boli.
T.P.: Może to kwestia mojego optymizmu, ale ja widzę w tej tendencji pewną szansę. Z jednej strony rzeczywiście księgarstwo staje się „sklepactwem” i książki sprzedaje się bezdusznie. Wygrywają molochy i supermarkety, które oferują paletę książek za kilka złotych. Z drugiej jednak strony, w kontrze do tych zjawisk, rodzi się ruch małych księgarni i wydawnictw, a wspomniane negatywne zjawiska niechcący umacniają postawę świadomego czytelnika.
T.B.: Mi też się wydaje, że internet generuje zapotrzebowanie na fizyczne księgarnie, jako miejsca przyjazne, w których miło jest przebywać. Książkę możemy sobie kupić w sieci – bardzo szybko, tanio, bezpośrednio od wydawcy. Ale tylko w księgarni możemy mieć kontakt z drugim człowiekiem, możemy o interesującej nas książce porozmawiać, ktoś może nas zachęcić do zakupu tytułu, o którym nie słyszeliśmy. Mogę przyjść z zamiarem zakupu jednej książki, a wyjdę z pięcioma, bo ktoś mi o nich interesująco opowie. Jest interakcja! Przecież jesteśmy ludźmi, a ludzie są istotami stadnymi. Książka w samotności nie jest tym, co książka w towarzystwie.
W.I.-M.: Bibi właśnie nakreślił nam portret klienta idealnego, który przychodzi, chce kupić jedną książkę, wychodzi z pięcioma, następnie wraca z grupą. No, umówmy się, że to się zdarza, ale nieczęsto (śmiech). W każdym razie: takich klientów wyczekujemy!
T.B.: Ale to się naprawdę zdarza! Zwłaszcza turyści hiszpańscy, którzy przychodzą, żeby kupić literaturę polską po hiszpańsku…
M.M.: Jacy polscy pisarze cieszą się w tym względzie największym zainteresowaniem?
T.B.: Tu nie będzie zaskoczeń: Szymborska, Miłosz, Kapuściński – o nich mówią wszyscy przewodnicy. Ale w zbiorach ELITE są też m.in. Mrożek, Gombrowicz, Lem, Sapkowski. Turyści czasem pytają o krakowskich pisarzy. Tu zaczyna się rozmowa, po której często wychodzą z wieloma książkami i są zachwyceni. Potem piszą maile lub kontaktują się przez Facebooka, że dzięki nam sięgnęli po kolejne książki tych autorów. To daje ogromną satysfakcję.
M.M.: Koncepcja księgarni tematycznej sprawia, że grono odbiorców się zawęża, ale też jest bardziej zwarte i przywiązane, otwarte na państwa – jako specjalistów – sugestie, referencje. Ta księgarnia zaczyna funkcjonować w nieco szerszym znaczeniu: jako instytucja kultury.
W.I.-M.: Księgarnia Hiszpańska to jest punkt spotkań krakowskich iberystów, zaprzyjaźnionych z nami tłumaczy, autorów książek. To środowisko twórcze, co pewien czas ktoś wychodzi z inicjatywą przeprowadzenia wykładu, zorganizowania warsztatów itd. – my chętnie organizujemy takie wydarzenia. Działamy na zasadzie sieci międzyludzkich powiązań.
T.P.: Na pewno jeżeli ktoś śledzi i uczestniczy w waszej – nazwijmy to – działalności kulturalnej, to jest na bieżąco z tym, co się dzieje wokół życia iberystycznego w Polsce. Z całą pewnością jesteście instytucją kulturalną, ale też – przewodnikiem po bieżących zagadnieniach. To jest bardzo ważna rola! W zalewie wszechobecnej informacji coraz trudniej wyselekcjonować wartościowe treści. Tacy przewodnicy intelektualni są bardzo potrzebni.
T.B.: Do tego jeszcze Bonobo otworzyło nas na inne kultury i inne aspekty życia. Odbywały się tu spotkania obrońców praw zwierząt, wegan, organizacji feministycznych. Dużo nauczyliśmy się od osób, które inaczej żyją, poznawaliśmy ich argumenty, rozmawialiśmy, czasem udało nam się zarazić je pasją do kultury hiszpańskiej. Na naszych ścianach wiszą dyplomy wdzięczności. Mogliśmy być schronieniem dla tych ludzi na początku ich drogi. Teraz wielu z nich otworzyło własne miejsca – fundacje, instytucje pozarządowe. Przez ten początkowy okres byliśmy dla wielu z nich swojego rodzaju domem. To prawda, co powiedziała Ania, że wielu ludzi nazywa już Bonobo drugim domem.
M.M.: Odbywały się tu spotkania m.in. z Krzysztofem Siwczykiem, Krzysztofem Vargą, na zdjęciach zamieszczonych na FB pojawia się Ryszard Krynicki – to pisarze niezwiązani z tematyką hiszpańską. Wasza księgarnia staje się dogodnym miejscem do organizacji wszelkiego rodzaju spotkań kulturalnych, niezależnie od tematyki. Jesteście pod tym względem atrakcyjniejsi od zwartych instytucji kultury?
W.I.-M.: Na pewno u nas panuje luźniejsza atmosfera, siedzi się przy stoliczkach, na fotelach, pisarze nie wypowiadają się ex cathedra. Wnętrze jest małe, więc przytulne.
T.P.: W porównaniu z innymi miejscami, w jakich widziałem spotkania, tutaj znacznie szybciej pęka bariera nieśmiałości. W Polsce panuje dość mocny opór publiczności przed włączaniem się w rozmowę. Przeważnie istnieje wyraźny podział na stolik mówców i salę słuchaczy. Natomiast publiczność ELITE włącza się, rozmawia. Ludzie się tu znają i zapewne dlatego mniej krępują, ale otwartości sprzyja też panująca tu luźna i przyjazna atmosfera. Prowadziłem tutaj parę spotkań i nie pamiętam momentu głuchej ciszy w oczekiwaniu na pytania. Przeciwnie, zanim jeszcze chciałem dopuścić do głosu publiczność, przeważnie ktoś i tak już zabierał głos. Nie chcę powiedzieć, że spotkania poza Księgarnią Hiszpańską są z reguły nieudane (śmiech), ale rzeczywiście tutaj niemal zawsze jest miło.
M.M.: Niemal?
T.P.: Muszę przyznać, że właśnie tu prowadziłem najgorsze spotkanie w swoim życiu – z José Carlosem Somozą. Autorowi strasznie nie chciało się rozmawiać. Odpowiadał pojedynczymi, krótkimi i ucinającymi zdaniami. Moja długa lista pytań skończyła się po 15 minutach. Było widać, że on w ogóle nie szuka kontaktu z publicznością. Było to ciężkie przeżycie, ale jedyne takie – reszta spotkań była wspaniała!
M.M.: Co serwuje się w Księgarni Hiszpańskiej i czy menu wpisuje się w tematykę tych miejsc?
W.I.-M.: A propos podróży, podróży nieoczywistych – w krainę smaku, mamy wegańskie ciasta: sernik ze słonecznika, sernik z kaszy jaglanej, ciasto z rzepy, ciasto buraczano-czekoladowe – to hit! Polecamy też bardzo oryginalny deser – ciasto-mech, wyrabiane ze szpinaku. To menu dla podróżników, ludzi, którzy lubią eksplorować nowe terytoria smakowe.
A.B.: Oferujemy też regionalne wina i piwa, herbaty ściągane z całego świata. Mamy napoje jarritos, czyli meksykański odpowiednik oranżady, rzadko spotykany w Polsce. Podajemy kawę po senegalsku – toubę, yerba mate z Argentyny, cascarę – napar z łupin kawy.
M.M.: Czyli serwują państwo alkohol.
T.P.: Alkohol komponuje się z książkami, przynajmniej do pewnego momentu (śmiech).
W.I.-M.: Myślę, że to pękanie bariery, o którym mówił Tomek, może być powodowane także tym czynnikiem. Wino rozwiązuje języki, w głowie łatwiej układają się pytania.
T.P.: Ponadto, jak trzymasz lampkę wina, zostajesz współuczestnikiem, a nie tylko słuchaczem. Zwykle słuchacz nie ma lampki wina.
M.M.: Na koniec – czego życzyć kawiarnio-księgarzom?
A.B.: Klientów!
W.I.-M.: Może również wsparcia instytucjonalnego dla naszych działań. I rzeczywiście dużo klientów, którzy będą do nas przychodzili, częstowali się, czytali, kupowali książki. To najważniejsze! Całą resztę jesteśmy sobie w stanie samodzielnie zorganizować.